wtorek, 6 maja 2014

Cześć po bardzo długiej rozłące chce Wam to wynagrodzić i zacząć znowu pisać miałam bardzo trudny okres w życiu przez co nie mogłam pisać. Boże bardzo was przepraszam czasami będę prowadziła bloga z moją przyjaciółką Igą @Kidrauhl1oo jej konto na tt :) Podawajcie wasze tt wtedy was powiadomie kiedy kolejny rozdział. Kocham was do następnego ;*

wtorek, 15 października 2013

Rozdział 8

Nicol's POV

- Niki co się stało? - mrukną Justin patrząc uważnie na drogę przed sobą.
Nerwowo wierciłam się w fotelu, a pojedyńcze łzy spływały po moich policzkach, po chwili na nich zasychając. Przeczesałam dłonią włosy i starłam słoną ciecz rękawem od swetra.
- I tak nie zrozumiesz. - powiedziałam łamiącym się głosem.
- Może chociaż spróbuję . - spojrzał na mnie ukradkiem. Uniusł jedną brew do góry, a na jego twarz wkradł się delikatny uśmiech. Zignorowałam jego słowa, dalej patrząc przez szybę samochodową.
- O co ci chodzi? - warkną po chwili wyraźnie zirytowany i głośno westchną.
- Masz wszystko Justin. - mruknęłam, odwracając głowę w jego stronę. - Zawsze dostajesz to czego chcesz na zawołanie i zawsze musisz dopiąć swego. - pokręciłam głową z dezaprobatą. -  A nawet nie umiesz tego docenić. Masz kochających rodziców, rodzeństwo, dziadków, którym na tobie bardzo zależy. Mimo, że twój ojciec odszedł, to nadal cię kocha, bo jesteś jego synem. Masz miliony fanów, którzy oddali by wszystko by cię tylko zobaczyć. Kiedy idziesz do sklepu, kupujesz co tylko chcesz i nie musisz się martwić czy wystarczy ci pieniędzy. Nie musisz przejmować się jutrem, i nie musisz codziennie walczyć z rzeczywitością. Żyjesz w bajce, w amerykańskim śnie, gdzie wszystko jest idealnie. - zaśmiałam się bez humoru. - Jesteś zapatrzoną w siebie, super gwiazdą, która widzi tylko czubek własnego nosa i nic poza tym. Twój największy problem to to jakim samochodem masz dzisiaj pojechać lub którą z tysiąca czapek założyć. Nie wiesz co to jest prawdziwe życie. Nie wiesz jak to jest płakać po nocach z bezradności i martwić się o każdy kolejny dzień. Ja mam tylko ojca i codziennie dziękuję Bogu, że zostawił mi chociaż go, bo bardzo go kocham i nie poradziłabym sobie bez niego. On jest dla mnie wszystkim. Mój tata teraz leży w szpitalu, przed chwilą dzwonił lekarz i mnie o tym powiadomił. - powiedziałam jeszcze bardziej rozklejając się. Prawdopodobnie wyglądałam teraz jak gówno. Nie jestem dziewczyną, która zwraca na to jakąś szczególną uwagę, ale jednak dziewczyna jest dziewczyną i chce jakoś wyglądać.
- Co nie odezwiesz się bo wiesz, że mam racje? - warknęłam w stronę Justina, wywracając teatralnie oczami.
- Zamknij się kurwa. - splunął. Jego dłonie coraz mocniej ściskały kierownicę, a knycie robiły się coraz bardziej blade.
- Nie umiesz pogodzić się z prawdą? - zapytałam Justina, jeszcze bardziej go denerwując. Co nie było w tym momencie dobrym pomysłem, ale emocje robią swoje.
Powiedzedzenie, że Justin był w tej chwili zły byłoby kłamstwem, był wściekły.
- Jeśli się nie zamkniesz to cię kurwa wywalę z samochodu suko. - warkną uderzając dłonią o kierownicę i mocniej przyciskając pedał gazu, co zwiększyło prędkość.
- Nie będziesz musiał. - posłałam w jego stronę sarkastyczny uśmiech - Sama wysiądę, zatrzymaj się. - dodałam, kładąc jedną dłoń na klamkę od drzwi.
Samochód gwałtownie zatrzymał się powodując mocne szarpnięcie do przodu. Pare samochód wydało harakterystyczne drzwięk klaksonu, ponieważ Justin zatrzymał się na środku drogi, nie zważając zupełnie na konsekwencje. Położyłam dłoń na klamce od drzwi i lekko na nią naciskając otworzyłam drzwi i wyszłam z pojazdu. Zatrzasnęłam je z hukiem i ruszyłam przed siebie.

"Dupek" 


Mruknęłam sama do siebie pod nosem. Sama byłam zdziwiona moim wybuchem na chłopaka, ale po prostu nie umiałam tego dłużej w sobie trzymać. Znam go dwa tygodnie, czyli już o dwa tygodnie za dużo i już wyrobiłam sobie o nim opinię. I to wcale nie najlepszą. Justin jest chyba najbardziej bipolarną osobą jaką kiedykolwiek poznałam. Raz jest miły, a sekundę później wściekły. Powiesz o jedno słowo za dużo i nazwie cię suką lub zacznie wyżywać się na wszystkim co stanie mu na drodze. Przeszłam już kolejne metry nasuwając mięke rękawy swetra na zmarźnięte dłonie, by je ocieplić. Nagle poczułam czyjeś ręce obejmujące moją talię i nieumożliwiające ruch.

- Justin puść mnie. - warknęłam zdejmując ręce chłopaka ze swojego ciała.
- Przepraszam kochanie. - mrukną do mojego ucha, zupełnie ignorując moje słowa. Suną nosem po mojej szyi, co chwila składając na niej delikatne pocałunki.
- Nie nazywaj mnie tak. - powiedziałam szorstko i zrzuciłam jego dłonie z mojej tali.
- Dlaczego? - zapytał i wsuną ręce do kieszeni spodni, które jak zwykle ledwo trzymały mu się na tyłku.

"Grzeczny chłopiec, niech trzyma łapy przy sobie."


- Bo nie jestem twoim kochaniem? - powiedziałam jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, lecz bardziej brzmiało to jak pytanie. Przewrócił teatralnie oczami.

- Po prostu jedżmy, jest zimno. - mrukną nie mając siły na dalszą dyskusję.
- Jeszcze przed chwilą chciałeś mnie wywalić z samochodu. - posłałam w stronę chłopaka przesadzony uśmiech, unosząc lekko brwi do góry. Przeniosłam cały ciężar ciała na prawą nogę, a moje dłonie skrzyżowałam na klatce piersiowej.
- Przeprosiłem.
- Czasami "przepraszam" nie naprawi wszystkiego. - mruknęłam bardziej do siebie niż do chłopaka.
Wywróciłam teatralnie oczami i skierowałam się do samochodu. Justin również wsiadł i ruszyliśmy do szpitala. Po około 15 minutach dojechaliśmy na miejsce. Bez słowa wysiadłam z pojazdu i skierowałam się w stronę wejścia.
- Dobry wieczór, gdzie leży pan Reed? - zapytałam starszej kobiety za ladą, ubranej w biały fartuch. Jej siwe włosy związane były w babcinego koczka, a na czubku nosa znajdowały się ciemne okulary.
- Odwiedziny się już skończyły kochanie, ale możesz przyjść jutro. - posłała w moją stronę ciepły uśmiech.
- Nie o to chodzi, umm ... dzwonił do mnie lekarz i mówił, że ojciec trafił do szpitala. - wyjaśniłam.
Moja stopa nerwowo stukała o podłogę powodując echo, roznoszące się w cichym szpitalu.
- I chciałabym wiedzieć co się z nim teraz dzieje. - dodałam.
Recepcjonistka kiwnęła głową na znak, że rozumie i wpisała coś do komputera.
- Wiem tyle, że Pan Reed zemdlał. Przywieziono go tu około godziny temu, w stanie stabilnym. Proszę przyjść jutro. - posłała w moją stronę ciepły uśmiech.
- Um, dziękuję za podwiezienie i przepraszam, że cię uraziłam. Sama nie wiem czemu to powiedziałam. - mruknęłam i zaczęłam wychodzić z samochodu.
- Niki ! - krzykną Justin przytrzymując ręką drzwi, aby się nie zamknęły - Przepraszam. - Odwróciłam się w jego stronę stając w drzwiach. - I tak, masz racje - jestem dupkiem. - wymamrotał. Zacisną usta w cienką linię z trudem wypowiadając każde słowo.
"Czemu mu tak trudno powiedzieć 'przepraszam'?"
- Nie Justin, nie jesteś dupkiem. Tylko czasami się tak zachowujesz, naprawdę to fajny z ciebie chłopak. - uśmiechnęłam się.

"Czy ja przyznałam właśnie, że Justin Bieber jest fajny?"


Sama nie dowierzałam w to co powiedziałam, ale szczerze mówiąc Justin jest fajny. Fajny, kiedy nie ma tego swojego 'ego', kiedy jest normalnym chłopakiem nie udającym nikogo. Kiedy po prostu jest sobą.

- Fajny? Jestem zajebisty. - spojrzał w moją stronę posyłając mi swój słynny uśmiech.
- Nie przesadzaj. - pogroziłam palcem, a z moich ust wydobył się cichy chichot.
- Wiesz, ty też jesteś fajna.
- Czy Justin Bieber właśnie powiedział, że mnie lubi? - uśmiechnęłam się pokazując rząd moich białych zębów.
- Nie przesłyszałaś się. - zaśmiał się. - I czemu ta baba mogła do ciebie mówić 'kochanie', a ja nie? - skrzyżował dłonie na piersi, udając obrażonego.
- Jesteś niemożliwy. - pokręciłam głową.
- Mówiono mi.
- To nie jest komplement.



1. Proszę, proszę, proszę komentujcie to dla mnie bardzo dużo znaczy i bardzo motywuje do czytania.
2. Przepraszam, że bardzo długo nie było, ale nie miałam po prostu czasu. 
Do następnego ! xx

piątek, 4 października 2013

Rozdział 7

Nicol's POV

- Justin? - mruknęłam podążając za chłopakiem przez las, co chwila uważając na wystające z ziemi korzenie drzew, przez które mogłam się potknąć.
- Hm? - zapytał. Szedł przed siebie i odgarniał bujne krzewy zagradzające nam drogę, by ułatwić przejście dalej.
- Gdzie tak właściwie idziemy? - zapytałam ciekawa odpowiedzi.
Przez moją głowę przez chwilę przeszła myśl, że Justin chce mi coś zrobić, jednak szybko wybiłam ją sobie, nie dowierzając, że chłopak byłby do tego zdolny. Może jest chamski i lubi bawić się dziewczynami, nie zwracając uwagi na to, że rani ich uczucia, chwaląc się później kolegom ile ich "zaliczył". Co moim zdaniem będzie obrzydliwe, ale postanowiłam się tym nie przejmować i nie wtrącać się w jego życie. Przeszłam przez krzew który Justin dla mnie przytrzymał i automatycznie zatrzymałam się widząc co znajduje się prze mną. Moim oczom ukazały się kolorowe zjeżdżalnie wodne. Niektóre były małe przeznaczone dla dzieci, jednak większość z nich była tak wysoka, że nie obejmowałam ich w całości wzrokiem. Wszystkie atrakcje wodne dookoła otaczała wysoka druciana siatka, aby nikt nie mógł się tam włamać.
- Chodź. - powiedział Justin szczerząc się jak głupi i wyciągnął do mnie dłoń, którą nie pewnie chwyciłam.
- Masz zamiar się tu włamać? - zapytałam nie dowierzając jego zamiarom. Moje oczy rozszerzyły się kiedy Justin potwierdził moją teorię kiwając głową.
- Spokojnie nikogo tu nie ma. - zaśmiał się patrząc na mój przerażony wyraz twarz. Chwycił mnie mocno za rękę i pociągnął do przodu.
- Justin stój! - mruknęłam przeciwna jego planom. Nadal trzymając jego ręke ustałam patrząc z przerażeniem przed siebie na ogrodzenie przez, które mielibyśmy się przedostać.
- Nic się nie stanie Shawty. - zapewnił, chichocząc cicho pod nosem zapewne z mojej nie pewności do jego głupiego pomysłu. Chłopak przewrócił teatralnie oczami i pociągnął w stronę siatki.
- Jakby coś się stało, a się nie stanie wezmę całą winę na siebie. - zapewnił posyłając w moją stronę szczery uśmiech - Obiecuję. - dodał i pchnął ogrodzenie do przodu. Dopiero teraz dostrzegłam w niej niewielką dziurę, przez którą jak się domyślam mamy przejść. Nie pewnie zrobiłam krok w przód ciągle patrząc na Justina, który nieustannie ze mnie szydził, co wywnioskowałam po wyrazie jego twarzy. Schyliłam głowę w dół i przeszłam na zastrzeżony teren i nim się obejrzałam chłopak ustał obok mnie i oboje podziwiające widok przed sobą. Kolorowe rury oświetlał jasny księżyc, a płynąca po nich woda lśniła w jego świetle. Wysokie palmy dodawały uroku temu miejscu. Wszystko razem przypominało dziką wyspę tropikalną ze zjeżdżalniami, na środku pacyfiku.
- Wow. - mruknęłam zachwycając się tym co widze.
- Idziemy? - zapytał Justin odrywając wzrok od zjeżdżalni i spojrzał na mnie szeroko się uśmiechając. Kiwnęłam twierdząco głową i ruszyliśmy przed siebie w nieznanym mi kierunku. Po około 2 minutach doszliśmy na miejsce. Przed nami był rozłożony duży koc, na którym znajdował się sporej wielkości kosz wiklinowy. Dookoła porozstawiane były lampy, które oświetlały przestrzeń wokół nas.

Justin's POV

"Po co ja to robię ?"

To pytanie rozchodziło się echem po mojej głowie nie dając mi ani chwili spokoju. Nie znam na nie odpowiedzi. Jest coś czego nie umiem nazwać co mnie do niej przyciąga. Kiedy ją widzę chcę ją przytulić, gdy patrze w jej oczy zatapiam się,  jej usta tak bardzo chciałbym pocałować.


"Stop Bieber to tylko zwykła laska." 


Skarciłem sam siebie w myślach.


"Jednak ona jest inna."


Głos w mojej głowie ponownie się odezwał. Czasami myślę, że przyciąga mnie jej niedostępność. To, że mogę mieć każdą, ale nie ją. To irytujące. Po raz pierwszy gdy ją zobaczyłem, chciałem ją jedynie przelecieć jak każdą inną. Ale teraz chcę się do niej zbliżyć, chcę ją poznać, sam nie wiem dlaczego. Usiadłem na kocu prostując nogi. Jedną ręką podparłem się i przyglądałem Niki. Blondynka usiadła podciągając pod siebie nogi i patrzyła w jakiś nieznany mi punkt.
- Justin? - zapytała przenosząc wzrok na mnie.
- Tak shawty? - posłałem w jej stronę mój uśmiech jestem-seksowny-i-dobrze-o-tym-wiem na co przewróciła teatralnie oczami i cicho mruknęła coś pod nosem, co dla mnie było urocze.
- Czemu taki jesteś? - spytała patrząc w dół na swoje palce.
- Jaki? - mruknąłem nie wiedząc co miała na myśli.
- No wiesz, - zrobiła przerwę nie wiedząc jak dokończyć - raz jesteś taki miły i troskliwy, a raz zachowujesz się jak największy dupek na świecie. - mruknęła bawiąc się paznokciami, które były bardzo naturalnie pomalowane. Nie znam się na tych babskich kolorach paznokci, ale jak na moje oko były beżowe.
- Czyli mam strony? - zaśmiałem się z tego co powiedziała.
- Można i tak to nazwać. - zachichotała - Masz tą stronę 'badboya', kiedy nic cię nie rusza, masz też stronę kiedy zachowujesz się jak najgorszy dupek na świecie, stronę kiedy jesteś zabawny ii szalejesz, a także tą stronę kiedy jesteś wrażliwy, troskliwy i opiekuńczy. - powiedziała patrząc na mnie, a lekki uśmieszek wkradł się na twarz.
Patrzyłem na dziewczynę przetwarzając to co powiedziała. Po chwili zapytałem.
- Którą stronę najbardziej lubisz?
- Zdecydowanie tą ostatnią. - powiedziała spuszczając głowę w dół.
- Hej popatrz na mnie. - zaśmiałem się z tego jak wstydliwa była. Niki uniosła lekko głowę do góry ukazując zarużowione poliki.
Patrzyłem jej głęboko w oczy, które w tej chwili okazywały wiele różnych emocji. Powoli zbliżyłem się do Nicol jedną ręką delikatnie głaszcząc ją po policzku. Przejechałem kciukiem po jej ustach na co dziewczyna przymknęła oczy. Nicol położyła rękę na moich umięśnionym torsie, ściskąjąc lekko moją koszulkę.

"Drrrrr ..."


Usłyszałem wibrujący w kieszeni dziewczyny telefon.


"Kurwa"


Pomyślałem. Tak bardzo chciałem ją pocałować, od kiedy tylko ją zobaczyłem. Nie tak jak każdą dziewczynę z którą sypiałem, może na początku, ale tak aby pokazać co czuję.

- Jedziemy do szpitala. - mruknęła z pod załzawionych oczu Nicol, tym samym wyrywając mnie z moich zamyśleń o naszym pocaunku.
- Co? - zapytałem nie wiedząc co ma na myśli.
- Wyjaśnię ci po drodze. - chwyciła moją dłoń biegnąc do "wyjścia".



Czy ja proszę o tak wiele? Naprawdę jeden wasz komentarz, to dla mnie bardzo wiele. Może nawet być głupie "<3" lub "hyghe", cokolwiek. Chcę wiedzieć, że to czytacie. 

sobota, 21 września 2013

Rozdział 6

Nicol's POV

- Niki wstawaj. - usłyszałam czyjś głos budzący mnie ze snu. Mruknęłam coś pod nosem i przekręciłam się na drugi bok ponownie próbując zasnąć. Chwilę później słysząc czyjś chichot.
- Niki musimy iść do szkoły. - mruknął nieznajomy potrząsając mną. Leniwie przetarłam oczy przyzwyczajając je do nagłego światła i usiadłam na łóżku przeczesując dłonią po splątanych po nocy włosach. Odwróciłam głowę w bok by zobaczyć kto mnie obudził.
- Justin?! - krzyknęłam na tyle cicho by tata na dole nic nie usłyszał.
- Dzień dobry księżniczko. - uśmiechną się, powodując na mojej twarzy mały rumieniec.
- Musimy iść do szkoły na te jebane prace. - mruknął wywracając oczami.
- Na dziś odwołali Justin, jak byś chodził do szkoły to byś wiedział. - zaśmiałam się przypominając sobie ostatnią, stałą nieobecność chłopaka.
- Teraz mi to mówisz? - wytrzeszczył oczy i podniósł z wziął z biurka swoją białą bokserkę, którą najwyraźniej wczoraj tam zostawił.
- Nicol wychodzę! - usłyszałam głos taty z dołu, a potem tylko przekręcane w zamku klucze. Odwróciłam na chwilę głowę w stronę dochodzących odgłosów, jednak po chwili ponownie ją przekręciłam.
- Która godzina? - spytałam Justina zakładającego właśnie koszulkę.
- Dziesiąta - uśmiechną się - wpadnę po ciebie o czwartej i ... - zaciął się - i nieważne, bądź gotowa. - powiedział i podszedł do okna.
- Taty nie ma, Justin możesz wyjść drzwiami. - zaśmiałam się patrząc na uśmiechniętego chłopaka. Co jest ze mną nie tak? Ja go nie lubię. Ale tej nocy był inny. Był taki opiekuńczy i kochany, a przede wszystkim szczery. Nie próbował ze mną flirtować, ani nie mówił swoich chamskich komentarzy na mój temat. Taki Justin wydawał się w porządku, takiego mogłabym lubić.


"O co mu chodzi?" 


To pytania rozchodziło się echem po mojej głowie. Czułam, że odpowiedź poznam dziś wieczorem.
- Do zobaczenia. - wymamrotał Justin idąc do drzwi. Posłałam w stronę chłopaka szczery uśmiech, który odwzajemnił i wyszedł. Potarłam dłonią o skroń i podniosłam się z łóżka.
Po porannej toalecie zeszłam na dół w celu zaspokojenia mojego burczącego brzucha. Podeszłam do blatu i zauważyłam talerz pełen naleśników. Wyjęłam z lodówki dżem owocowy, a z szuflady obok nóż i posmarowałam przysmak. Zwinęłam ciasto w rurkę i wzięłam talerz na górę. Kopnięciem otworzyłam białe, drewniane drzwi i weszłam do środka mojego małego, ale zarazem przytulnego pokoju. Postawiłam śniadanie na biurku, a sama usiadłam na obrotowym krzesełku obok. Obróciłam się w około i otworzyłam książkę na ostatnio zamkniętej stronie. Musiałam dokończyć naukę na sprawdzian z biologi, którą wczoraj przerwał mi Justin. Po mojej głowie non stop odbijało się jedno pytanie "Dlaczego mam dziś tak dobry humor ?". Ostatnio czuję się inna. Zawsze byłam grzeczną dziewczynką, która nie wchodzi nikomu w drogę. Było mi tak dobrze, nawet w liceum gdzie jestem nie zauważalna. Ale teraz czuję, że chcę coś zmienić. Czasami jest nudno samej z Emily, chociaż nie zamieniłabym jej nawet na tysiąc innych osób. Po prostu czuję się ograniczona. Zawsze mi to wystarczało, ale nie teraz.
Kiedy wyczułam moje zmęczenie automatycznie podniosłam się z krzesła i spojrzałam na cyfrowy zegarek stojący na mojej szafeczce. 15:34. Biegiem wstałam z krzesełka i ruszyłam w stronę łazienki, przypominając sobie, że Justin ma być o czwartej. Otworzyłam drzwi od toalety i weszłam do środka. Wyciągnęłam z komody kosmetyki, które chwilę później nałożyłam na twarz, robiąc nie duży makijaż, nie lubiłam wyglądać jak lalka barbi. Nałożyłam tylko podkład i pomalowałam rzęsy maskarą, a po ustach delikatnie przejechałam błyszczykiem. Na szczęście moje włosy były już ułożone. Blond fale spływały po moich ramionach ciągnąć się aż do pasa. Ostatni raz spojrzałam w lustra wnioskując, że wyglądam dobrze, naturalnie, tak jak lubiłam. Sprzątnęłam szybko bałagan, który zrobiłam i wyszłam z łazienki. Przeczesałam dłonią włosy, jak miałam w nawyku gdy się śpieszyłam i weszłam do mojego pokoju. Z szafy wyjęłam szary, luźny sweterek i narzucając go na ramiona. Zamknęłam drewniane drzwiczki, następnie poprawiając moją luźną, białą bokserkę i podciągnęłam ciemne jeasny. Z biurka chwyciłam telefon i skierowałam się do drzwi słysząc podjeżdżający samochód, a chwilę później do moich uszu dotarł melodyjny dźwięk dzwonka. Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się nie kto inny jak Justin rozchyliłam szerzej drzwi, by wpuścić go do środa. Brunet oparł się o ścianie i lustrował mnie wzrokiem, co było bardzo irytujące.
- Hej. - powiedział posyłając mi swój uśmiech jestem-seksowny-i-dobrze-o-tym-wiem, którego szczerze nienawidziłam tak samo jak Justina. Więc nadal nie wiem po co zgodziłam się by z nim wyjść. Chwila, ja się nie zgodziłam.

"Po co ja w ogóld tam idę ?" 

Pomyślałam.
- Cześć. - mruknęłam pod nosem zakładając na nogi białe, a raczej szare conversy, brudne od ciągłego noszenia. Zawiązałam trampki i chwyciłam klucz z szafki obok chowając go do kieszeni spodni.
- Gdzie jedziemy? - mruknęłam w stronę Justina, kiedy oboje siedzieliśmy w samochodzie. Jechaliśmy już około 20 minut, w kompletnej ciszy co było wkurzające. Chłopak patrzył się jedynie na drogę przed sobą co chwila klnąc cicho pod nosem na jakiś kierowców, którzy go denerwowali jadąc DOZWOLONĄ prędkością, która Justinowi nie pasowała.
- Zobaczysz. - posłał w moją stronę jeden ze swoich uśmiechów i skręcił w prawo wjeżdżając na otoczoną dookoła drzewami szosę. Droga wyglądała jak ta w horrorach, kiedy człowiek z nikąd wychodzi na nieoświetloną jezdnię z kapturem na głowie, a samochód nie zdąża wyhamować i dochodzi do wypadku. Oparłam głowę o szybę nucąc pod nosem piosenkę Britney Spears, która akurat leciała w radiu. Po około 5 minutach Justin zatrzymał samochód na poboczu drogi, a następnie wyjął kluczyki ze stacyjki i wysiadł z samochodu. Popatrzyłam się przed siebie starając domyślić się, gdzie jesteśmy. Nie znałam tego miejsca, przynajmniej tak mi się wydawało. Pomijając fakt, że była mgła i prawie nic nie widziałam. Słysząc obok siebie chrząknięcie odwróciłam głowę w bok, a moim oczom ukazał się Justin czekający aż wysiądę. Dopiero teraz dostrzegłam jak był ubrany. Miał na sobie białą bokserkę, pod którą idealnie widać było jego sześciopak. Czarne spodnie jak zwykle ledwo trzymały mu się na tyłku, tym samym ukazując białe bokserki. Na ramionach miał jasną, jeansową kurtkę, w której podwinął rękawy pokazując swoje tatuaże. Mimo wolnie w mojej głowie pojawiła się myśl, że wygląda oszałamiająco, jednak szybko ją od siebie odciągnęłam. Delikatnie położyłam dłoń na drzwiach i wysiadłam z pojazdu. Stanęłam prosto wdychając świeże powietrze. Kochałam przyrodę. Uwielbiałam jak do moich nozdrzy dostawało się naturalne powietrze bez jakich kolwiek spalin lub innych świństw, którymi ludzie zanieczyszczają planetę. Chłopak zamknął za mną drzwi, jak również cały samochód.


Po 1. Przepraszam, że musieliście czekam :C Ale szkoła ... zresztą nieważne.
Po 2. KOMENTUJCIE ! Nawet nie wiecie jak mnie to motywuje. Wtedy chce mi się pisać dalej, a tak to nie mam ochoty nawet się za to zabierać.
Po 3. Mam już 7 rozdział i dodam go jak przepiszę.

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 5

Justin POV

Po pożegnaniu się z chłopakmi wsiadłem na deskę i ruszyłem w stronę domu dziadków. Przejechałem przez park i wyjechałem na główną ulicę. Latarnie oświetlały mi drogę z powodu późnej już godziny, a na niebie świeciły pierwsze gwiazdy. Ulicy były puste, jedynie co jakiś czas przejeżdżały pojedyńcze samochody. Wziąłem kolejny rozpęd na desce i wyminąłem się z jakimś zakapturzonym kolesiem.
- Uważaj jak łazisz sukinsynie. - warknąłem, gdy mnie potrącił powodując, że się odwrócił. Chłopak wyglądał na jakieś max. 20 lat i był dobrze zbudowany, ale oczywiście tak czy tak gorzej ode mnie.
- Co ty kurwa powiedziałeś ? - splunął mierząc mnie wzrokiem. Zeskoczyłem szybko z deski i odstawiłem ją na bok.
- Głuchy jesteś ? - zaszydziłem. Po jego stanie sądziłem, że albo jest pod wpływem narkotyków albo alkocholu. Mimo, że było ciemno, widziałem jego podpuchnięte i jednocześnie zaczerwienione oczy. Nim się obejżałem jego pięść zderzyła się z moim policzkiem i wargą. Poczułem w ustach specyficzny, metaliczny smak krwi, co oznaczało, że mam rozciętą wargę. Nie zadziera się z Justinem Bieber gnoju. Uniosłem kolano ku górze i z całej siły kopnąłem chłopaka w krocze, tym samym powodując, że upadł. Punkt dla mnie. Usiadłem na nim okrakiem i pare razy wycelowałem pięściami w jego szczękę. Mój przeciwnik również nie dawał za wygraną i z całej siły uderzył mnie ściśniętą dłonią w żebra. Wstałem z chłopaka i kopnąłem go w to samo miejsce tyle, że dwa razy mocniej. Cicho jękną z bólu i zwinął się w kłębek. Kiedy wiedziałem, że wygrałem wziąłem deskę do ręki, ponieważ nie mogłem jechać z bolącym żebrem i zacząłem iść do domu.

"Chwila, nie mogę tak się tam tak pokazać. Babcia mnie zabije." 

Odezwał się irytujący głos w mojej głowie.
Rozejżałem się dookoła, a moim oczom ukazał się dom Nicol. Po chwili zastanowienie postanowiłem złożyć u niej małą wizytę. Przeszłem na drugą stronę ulicy i podeszłem kilka króków dalej. Kulturalnie otworzyłem furtkę, jednak nie zamierzałem wchodzić drzwami, nie lubię jej taty. Przeszłem bokiem domu i ustałem pod oknem dziewczyny. Skąd wiedziałem, że to jej pokój ? Jej tata jest pastorem, pare razy byliśmy u nich na obiedzie kiedy byłem mały. Rozejżałem się dookoła i zobaczyłem rynnę. Położyłem deskorolkę na trawie i chwyciłem się mocno rury. Odepchnąłem się od ziemi i po chwili byłem już na górze. Otworzyłem okno i zobaczyłem Nicol przeglądającą podręczniki. Co jakiś czas pisała coś w zeszycie lub gryzła długopis. Kto normalny uczy się w sobotę wieczorem ? Na pewno nie ja. Wszedłem do środka pokoju, zamykając za sobą okno.
- Justin ? - zapytała nie pewna, zamykając książki.
- Co ci się stało ? - spytała wstając z łóżka i podchodząc do mnie.
- W sumie, to tak jakoś uderzył mnie ktoś. - mruknąłem.
- Usiądż pójdę po apteczkę. - wywróciła oczami i wyszła z pokoju. Rozejżałem się dookoła, trochę się zmieniło od ostatniej mojej wizytu tutaj. Ściany nie były już koloru różowego, a regały obstawione lalkami barbi. Jej tata zawsze chwalił się jaką to ma dobrą córeczkę i jaki to jej z niej dumny, ale nigdy nie widziałem jej mamy. Dziwne, może wyjechała.
- Jestem. - usłyszałem za sobą cichy głos dziewczyny. Podeszła do łóżka i ustała na przeciwko mnie. Przyłożyła do mojego policzka niebieski woreczek z lodem mamrocząc coś w stylu "trzymaj", a następnie rozsunęła czerwone pudełko i wyjęła z niego jakieś waciki i wodę utlenioną. Przyglądałem się uważne wykonywanym przez nią czynnością. Przechyliła butelkę z cieczą i polała nią gazik. Przyłożyła materiał do mojej rozciętej wargi a ja zasyczałem z bólu.
- Boli. - mruknąłem.
- Bo ma. - splunęła. No tak, ona nadal mnie nie lubi. Nie to, że ja ją lubię. Po prostu coś mnie do niej przyciąga. Jest inna niż wszystkie. Jest niedostępna. Stanowi wyzwanie. Gdy ją po raz pierwszy zobaczyłem chciałem tylko dobrać się do jej majtek. Teraz chce się do niej zbliżyć i przekonać do siebie. Tylko dlaczego ? To pytanie męczyło mnie od początku dzisiejszego dnia. Nie znam na nie odpowiedzi, po prostu.
- Jesteś wredna. - zaśmiałem się, chcą rozluźnić atmosferę.
- A ty irytujący. - wywróciła oczami i podeszła do biurka wyżucić zużyty wacik. Kiedy wróciła, usiadła na łóżko opierając się o poduszki. Miała tutaj ich pełno.
- Czemu przyszedłeś akurat do mnie ? - zapytała patrząc na mnie. Zdjąłem buty i również usiadłem na łóżku, by móc na nią patrzeć. Mimo, iż nie miała makijażu nadal wyglądała pięknie. A kiedy się uśmiechała mogłem się rozpłynąć. Chwila, co ja gadam ? Czy ja się w niej zakochuję ? Nie, nie, nie, jestem Justin Bieber zaliczam i zapominam.
- Byłaś po drodze. - mruknąłem i położyłem się obok dziewczyny krzyżując ręce pod głową.
- A szczerze ? - zaśmiała się i spojżała na mnie.
- Nie wiem, nie mogłem iść tak do domu, bo babcia by mnie zabiła. - powiedziałem sam nie znając odpowiedzi. Czemu do niej przyszedłem ? Czemu nie poszedłem do Chrisa lub Chaza ? Te pytania odbijały się echem w moje głowie.
- Mieszkasz z babcią ? - uśmiechnęła się.
- Mama jest w Los Angeles. Przeprowadziła się nie dawno, by być bliżej mnie. - wyjaśniłem.
- A tata ? - zapytała.
- Nie chce mieć znać. - mruknąłem odwracając wzrok od dziewczyny i patrząc gdzieś przed siebie.
- Bardzo mi przykro. - powiedziała patrząc na jakieś zdjęcie obok siebie.
- A ty ? - podniosłem się na łóżku, by móc być prawie na równi z nią, ponieważ była ode mnie niższa o głowę.
- Huh ? - zapytała odwracając wzrok od pułeczki i przenosząc go na mnie.
- No z kim mieszkasz. - wyjaśniłem.
- Z tatą. - powiedziała po czym oblizała usta.
- A mama ?
- Zmarła jak miałam dwa latka, nie pamiętam jej. - posmutniała. To dlatego jej nigdy nie widziałem. Dziewczyna wytarła pojedyńczą łzę w końciku oka i podkuliła nogi. Objąłem ją ramieniem i głaskałem po plecach. Ostrożnie położyła głowę na mojej klatce i bawiła się palcami.
- Mój ojciec, jeśli można go w ogóle tak nazwać, wyprowadził się od nas jak miałem 10 miesięcy.- oparłem brodę o głowę dziewczyny i rysowałem jakieś wzorki na jej plecach. - Miał wtedy jedynie 19 lat. Mama zaszła bardzo wcześnie w ciążę, miała trudne dzieciństwo, a dziecko było dla niej tylko utrudnieniem, mimo tego nie usunęła go. Ojciec zawsze powtarzał, że byłem jej zbędny, że byłem i nadal jestem samym kłopotem. Nie nawidzi mnie. - wyjaśniłem nadal obejmując ramieniem Nicol, a dziewczyna uważnie słuchała wszystkiego co mówię.
- Moja mama zmarła jak byłam mała, nie pamiętam jej. - odezwała się po chwili zastanowienia - Czasami siadamy z tatą przy kominku, i opowiada mi o niej. Mówi, że była cudowną kobietą. I, że jestem do niej podobna. - zaśmiała się, chodż z jej oczu nadal leciały pojedyńcze łzy, które starała się zatrzymać. - Czasami się dziwię Emily jak mówi, że nie nawidzi swojej mamy. Ja oddałabym wszystko by chociaż przytulić się do mojej. Dlatego tak kocham i szanuję ojca i każdego dnia dziękuję Boga, za to, że go mam. - ciągnęła wtulając się w mój tors. Pocałowałem czubek jej głowy. Jej długie, blond włosy pachniały pomarańczami, tak jak mojej mamy. Nim się obejżałem dziewczyna zasnęła. Włożyłem rękę pod jej kolano, a drugą położyłem na karku i położyłem ją ostrożnie na łóżku. Zdjąłem moją koszulę i odłożyłem ją na biurko. Położyłem się obok dziewczyny i przykryłem nas kołdrą. Przekręciłem się na bok, by objąć dziewczynę ramieniem. Szepnąłem ciche "dobranoc" i pogłaskałem ją po głowie. Wyglądała tak uroczo jak spała. Odgarnąłem pare bląd fal, z jej twarzy i zrobiłem zdjęcie. Odłożyłem telefon na pułeczkę za sobą i po chwili zasnąłem.




Wiem, że czyta to więcej niż 4 osoby, więc proszę komentujcie, nawet nie wiecie jak to motywuje do dalszego pisania, a dla was to tylko chwila. Nie będę pisać takich rzeczy jak "Następny rozdział za 5 komentarzy." Ale moglibyście skomentować.

środa, 4 września 2013

Rozdział 4

Nicol's POV

[sobota]

Jak zwykle w weekend, wstałam około 11. Przetarłam zaropiałe oczy i związałam włosy w luźnego kucyka. Założyłam na nogi kapcie z pieskami i zeszłam na dół na śniadanie.
- Dzień dobry córeczko. -  przywitał się tata zakładając buty w korytarzu.
- Cześć tato. - powiedziałam, jeszcze zachrypłym, rannym głosem.
- Przepraszam, ale musisz sobie sama zrobić śniadanie, dziś mam wcześniej do pracy. - ucałował mnie w policzek i wyszedł z domu. Wyjęłam z półki płatki i wsypałam je do misku, którą wziełam z suszarki przy zlewie. Otworzyłam lodówkę i chwyciłam mleko. Wlałam ciecz do naczynia i odstawiłam butelkę na miejsce. Wzięłam miskę, po czym poszłam do salonu pooglądać telewizję. Włączyłam TV i skakałam po kanałach szukając czegoś co by mnie zaciekawiło. Po chwili, zostawiłam MTV gdzie leciała lista Billboard Hot 100. 
- Halo? - odebrałam dzwoniący w kieszeni spodni telefon.
- Co dziś robisz? - zapytała mnie przyjaciółka.
- W sumie nic. - zaśmiałam się, więdząc, że ona już dobrze wie co będę dziś robić.
- To super, wpadnę po ciebie za 10 minut. - powiedziała i mimo, że jej nie widziałam to wiedziałam, że właśnie się uśmiecha. Emily jej szaloną dziewczyną, która nigdy się nie nudzi i zawsze z każdym szybko nawiązuje kontakt. Przyjaźnimy się od 3 klasy podstawówki i pokłóciłyśmy się tylko raz. Poszło o misia, którego jej zabrałam kiedy obie się nim bawiłyśmy na placu zabaw. Byłyśmy małe i głupie. Czasami jak obie wspominamy stare czasy, to nie możemy przestać się śmiać z tego jak byłyśmy słodkie, a zarazem śmieszne.
- Do zobaczenia. - po tych słowach odłożyłam telefon wcześniej rozłączając się.  Wsunęłam urządzenie do tylnej kieszeni spodni i poszłam do łazienki uczesać się. Zrobiłam niechlujnego koka, nie fatygując się na nic innego. Podpięłam jeszcze grzywkę, by nie wypadła i zeszłam na dół. Emily czekała już na mnie w korytarzu, zapomniałam, że ma klucze. Mój tata traktował ją jak drugą córkę, a ja jak siostrę. Dlatego dziewczyna czuła się u nas w domu jak u siebie.
- Hej. - powiedziałam i ucałowałam przyjaciółkę w policzek.
- Hej. - uśmiechnęła się. Oparła się o drzwi i czekała aż założę buty. Ubrałam czerwono - różowe vansy i wyszłyśmy z domu.
- Gdzie Matt ? - zapytałam kiedy siedziałyśmy na ławeczce w naszym ulubionym parku. Obie uwielbiałyśmy to miejsce. Często tu przychodzimy i znamy jego każdy zakątek. Plac zabaw, rampę, każdą ławkę. Każde drzewo, a rośnie tu ich pełno i to powoduje, że zawsze wszędzie jest cień. Są one iglaste jak i liściaste. Naszym ulubionym jest duży dąb, na który jako małe dziewczynki wspinałyśmy się i bawiłyśmy w elfy.
- Z chłopakami. - uśmiechnęła się. Matt to chłopak Emily, jak i mój przyjaciel. Oczywiście nie jestem z nim tak blisko jak z Emily, ale wiem, że w razie potrzeby mogę na niego liczyć. Jest naprawdę fajnym chłopakiem.
- Hej, patrz czy to nie Justin i reszta tych dupków ? - warknęła Emily wskazując na kilku chłopaków jeżdżących na rampie na przeciwko nas.
- Nie obchodzi mnie to. Nienawidzę ich. - mruknęłam pijąc zimną frappe, którą kupiłyśmy w Mc'donaldzie. Dziewczyna zaśmiała się z mojej odpowiedzi i również wzięła łyka mrożonej kawy.
- Ale przyznaj, że są przystojni. - trąciła mnie łokciem w ramie chichocząc pod nosem. Po jej słowach z moich ust wyciekł niekontrolowany śmiech.
- Żartowałaś prawda ? - zapytałam, nie mogąc do wierzyć, w to co powiedziała. Oboje nie nawidziłyśmy zarówno Chrisa, jak i Chaza i Justina. Wszyscy tacy sami, rozpieszczone, samolóbne bahory, widzące jedynie czubek własnego nosa. Bawili się każdą ładną dziewczyną, nie patrząc na to czy ją ranią czy nie. W szkole uważali się za nie wiadomo kogo, i prowadzali dumnie po korytarzu. Żałosne.
- Oj, Nicol. - jęknęła chichocząc po raz senty dziś. Zamieszała słomką swoją frappe i patrzyła na mnie niepewnym wzrokiem obawiając się mojej odpowiedzi.
- Nie są przystojni Em. - splunęłam. Na samą myśl o nich robiło mi się niedobrze. A gdybym miała powiedzieć, że są przystojni pewnie bym zwymiotowała.
- Nie znasz się. - mruknęła przyglądając się swoim butom.
- Hahahahahahahhahaaha. - zaszydziłam z niej, jak ona mogła powiedzieć, że te dupki są przystojne ?
- Z czego tak się śmiejesz kochanie? - usłyszałam za sobą. Nie musiałam się domyślać kto to, tylko jedna osoba, jest tak głupia by się do mnie tak zwracać.
- Idź sobie Bieber. - warknęłam zaciskając pięści. Ten chłopak jest najbardziej irytującym stworzeniem na świecie.
- Co tak ostro Reed? - zapytał przysiadając się do nas. Posłał w stronę Emily jeden ze swoich głupich uśmieszków na co ona przewróciła oczami i dalej piła swoją kawę patrząc gdzieś przed siebie.
- Chyba ci ostatnio powiedziałam, że mnie wkurzasz i masz się ode mnie odczepić. - splunęłam. Przypominając sobie poniedziałkową akcję przy szafkach. W tej chwili drzewo w pobliżu było bardzo interesujące.
- Lubię ostre. - mrukną w moje ucho obejmując mnie ramieniem. Strzachnęłam jego brudną łapę z mojego ramienia i usiadłam po turecku na ławce.
- Kurwa Justin jaki ty jesteś irytujący, możesz stąd spierdalać, bo mam cię dość?! - wrzasnęłam tak, że połowa ludzi przechodzącyh lub siedzącyh w pobliżu popatrzyła w moją stronę. Do tego przeklnęłam. Ja nie przeklinam, chyba, że sytuacja tego wymaga, zwykle wolę to załatwić spokojnie, ale z nim najwyraźniej się tak nie da.
- Nie denerwuj się. - mrukną podnosząc ręcę w górę w geście obronnym, na co przewróciłam teatralnie oczami i dalej piłam moją zimną frappe. - Przejedziesz się ? - zapytał wskazując na deskorolkę przed sobą.
- Nie dziękuję. - mruknęłam bawiąc się słomką od kawy.
- Boisz się, że jestem lepszy ? - zadrwił.
- Haha, lepszy ? - rozszerzyłam oczy nie dowierzając temu co powiedział. Wstałam z ławki i wyrwałam mu deskorolkę.
- Idziesz ? - zapytałam, posyłając w jego stronę sztuczny a zarazem przesadzony uśmiech. Chłopak również się uśmiechną i wstał z ławeczki. Oboje podeszliśmy do rampy, położyłam deskorolkę na ziemi, a Justin ustał obok mnie i zaczął tłumaczyć drogę.
- Zjeżdżasz z rampy dwa razy, i tylko na dwóch odepchnięciach, rozumiesz? - kiwnęłam głową i zaczęłam wspinać się po drabince na górę. Chłopak wszedł za mną i postawił przede mną deskę.
- Ej, Chaz pożyć. - mrukną i pożyczył od blondyna deskorolkę. Oboje ustawiliśmy pojazdy przed sobą i czekaliśmy, aż Chris krzyknie start.
- Trzy ... dwa ... jeden ... START! - krzykną chłopak opuszczając rękę w dół i opierając się o barierkę. Odepchnęłam się mocno i zjechałam na dół po rampie nie zerkając nawet na Justina. Zjechałam jeden raz i z powrotem wjechałam na górę ponownie mocno się odpychając i również zjechałam na dół. Odepchnęłam się na tyle mocno, że z łatwością wróciłam na górę, a zaraz po mnie Bieber. Zeszłam z deski i nadepnęłam na jej koniec by móc ją złapać.
- Wygrałam ! - krzyknęłam śmiejąc się, z tego, że pan idealny przegrał z dziewczyną.
- Oszukiwałaś! - mrukną łapiąc deskę.
- Nie umiesz przegrywać. - zaśmiałam się i oddałam mu jego pojazd.
- Umiem. - warkną, a następnie podgiął kawałek koszulki i przetarł nią spocone czoło.
- Wcale, że nie. Pogódź się, przegrałeś z dziewczyną. - powiedziałam i zeszłam z rampy. Tanecznym krokiem podbiegłam do Emily i przytuliłam dziewczynę nadal śmiejąc się z Justina.


A więc, bardzo mi przykro, że pod 2 rozdziałem jest tylko 2 kom. :C Proszę komentujcie, to mnie bardzo motywuje, a dla was to niewiele. Nie chcę was zmuszać, ale będzie mi bardzo miło jeśli każda osoba, która to przeczyta - skomentuje :* Do 5 rozdziału xoxo

sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 3

Nicol's POV

Mój budzik zadzwonił równo 7, podniosłam się na łóżku i przetarłam zaspane oczy przyzwyczajając je do nagłego światła. Przeczesałam dłonią włosy i poszłam do łazienki. Zdjęłam piżamę, a następnie wrzuciłam ją do wiklinowego kosza na pranie, który stał w rogu, w mojej nie dużej, a zarazem przytulnej łazience. Wzięłam z szafki ręcznik i położyłam go na półce obok przeszklonego prysznica. Weszłam do kabiny, uruchomiłam wodę i przekręciłam gałkę tak, by leciała ona ciepa. Opłukałam ciało i zmoczyłam włosy. Wzięłam z półeczki pomarańczowy żel pod prysznic i namydliłam dokładnie całe ciało, a malinowym szamponem umyłam włosy. Spłukałam dokładnie ciało z piany i wyszłam z pod prysznica, wcześniej zakręcając wodę. Chwyciłam wcześniej przygotowany ręcznik i przetarłam nim włosy, a następnie wysuszyłam ciało i owinęłam materiał wokół siebie. Wyszłam z łazienki zostawiając otwarte drzwi, by wyleciała para i poszłam do szafy zostawiając za sobą mokre ślady moich małych stópek. Wyjęłam z komody bieliznę, a z szafy ubrania i wróciłam do łazienki. Zrzuciłam ręcznik, i włożyłam bieliznę na już suche ciało. Poprawiłam ramiączko od stanika i wsunęłam jeansy. Prysnęłam się perfumami, założyłam czarny podkoszulek oraz kremowy sweterek. Chwyciłam z półeczki fluid i puder, a następnie nałożyłam oba kosmetyki na twarz. Tuszem pomalowałam rzęsy, po czym nałożyłam pędzelkiem róż na policzki. Przeczesałam dłonią włosy, podsuszając je i wyszłam z pomieszczenia. Wzięłam jeszcze z biurka telefon wraz z słuchawkami i zeszłam na dół.
- Dzień dobry. - powiedziałam i ucałowałam tatę w policzek. Mieszkamy we dwoje, mama zmarła jak miałam 2 - latka, właściwie jej nie pamiętam. Tata często o niej opowiada, gdy wieczorami siedzimy przy kominku. Przyzwyczaiłam się już do tego, ojciec mówi, że jestem do niej podobna, że mamy taki sam, piękny uśmiech i duże niebieskie oczy.
- Dzień dobry kochanie, siadaj zaraz podam jajecznicę. - powiedział tata, mieszając jajka na patelni. Jest świętym kucharzem, ja niestety nie odziedziczyłam tego talentu po nim. Raz jak zrobiłam, a raczej chciałam zrobić na święta ciasto musiałam szorować piekarnik ze spalenizny. Posłusznie usiadłam do stół i czekałam, aż tata poda mi śniadanie.
Chwyciłam z wieszaka brązowy komin i założyłam go na szyję, ponieważ zapowiadali na dziś brzydką pogodę. Założyłam jeszcze ciemno - zieloną kurtkę i tego samego koloru conversy, a po drodze chwyciłam deskorolkę i wybiegłam z domu krzycząc do taty coś w rodzaju "cześć". Zarzuciłam plecak na plecy, podłączyłam do mojego białego iphona słuchawki, a następnie włączyłam muzykę, a telefon wsunęłam do kieszeni spodni. Ustałam jedną nogą na deskorolce, a drugą się odepchnęłam i ruszyłam w stronę szkoły. Po kilku minutach jazdy zatrzymał się przede mną czarny Range Rover, nie należący do nikogo innego jak samego Justina Bieber - największego dupka w szkole. Chłopak ma nierówno pod sufitem. Myśli, że dlatego, że jest popularny jest fajniejszy od innych i może mieć każdą dziewczyną jaką sobie wymarzy. Jestem tolerancyjną osobą i raczej lubię ludzi, ale go nie tolerują. A to, że go nie lubię to mało powiedziane, nienawidzę go.
- Hej skarbie, podwieźć cię? - uchylił szybę i krzykną, puszczając mi oczko. Jego włosy jak zwykle były idealnie ułożone, a głupi uśmieszek nie opuszczał jego twarzy.

"Co za dupek." 

Pomyślałam i wyminęłam samochód kontynuując jazdę.
- Jak nie to nie, ale nie wiesz co tracisz! - usłyszałam za sobą, jego irytujący głos.
Po około 10 minutach byłam już w szkole. Odłożyłam deskorolkę oraz plecak do szafki, po czym wyjęłam z niej potrzebne mi książki. Pierwszą lekcją była matematyka. Jeden z moich ulubionych przedmiotów. Jestem skromna, ale muszę powiedzieć, że z matematyki jestem świetna, co zresztą widać po moich ocenach. Zamknęłam półkę i poszłam do sali numer 98, gdzie miała odbyć się lekcja. Nasza szkoła, nie jest duża, ale do najmniejszych również nie należy. Uważam, że jest wystarczająca biorąc pod uwagę ilość uczniów. Pani Winfrey siedziała już w sali i pisała coś w dzienniku. Kilkoro uczniów również znajdowało się w sali. Niektórzy rozmawiali, a niektórzy po prostu siedzieli myśląc o czymś intensywnie.
- Dzień dobry. - przywitałam się z nauczycielką. Pani Winfrey to na prawdę sympatyczna kobieta, do póki ktoś jej nie wkurzy. Wtedy już nie jest taka miła, powiedziała bym nawet, że jest bardzo nie miła.
- Dzień dobry Nicol. - oderwała wzrok na chwilę od dziennika i spojrzała na mnie uśmiechając się. Rozejrzałam się po klasie, w celu znalezienia wolnego miejsca. Z racji tego, że było przed dzwonkiem nie miałam z tym problemu. Usiadłam w drugiej ławce po lewej i rozłożyłam swoje rzeczy czekając na dzwonek. Po chwili przyszło jeszcze paru uczniów i po kilku minutach zadzwonił dzwonek oznajmiający, że lekcja się zaczęła.
- Dzień dobry klaso. - przywitała się pani Winfrey i wstała z krzesełka. Rozejrzała się po klasie, wyraźnie kogoś szukając.
- Gdzie pan Bieber i panna Steer? - zapytała patrząc na dwa wolne miejsca na końcu klasy. Kiedy nikt się nie odezwał westchnęła i kontynuowała lekcje. Po kilku minutach do klasy wszedł Justin i Ashley. Dziwne, przecież w tym samym czasie dotarliśmy do szkoły, ja byłam na czas, a on spóźnił się 5 minut na lekcje. Chociaż patrząc na ich włosy, i rozmazaną szminkę Ashley, chyba każdy się domyślał co było powodem ich spóźnienia. Nauczycielka oderwała wzrok od tablicy, na której właśnie zapisywała wzory i spojrzała na spóźnionych uczniów.
- Nie będę pytać co jest powodem waszego spóźnienia, po prostu zajmijcie miejsca i nie przeszkadzajcie. - westchnęła lekko podirytowana i kontynuowała pisanie na tablicy.
- Są to wzory, które przerabialiśmy przed weekendem, obok zapisałam co macie obliczyć. Poproszę Cię panie Bieber, abyś przypomniał klasie o co chodzi. - spojrzała na Justina, który tupał nogą w podłogę, nie fatygując się nawet by spojrzeć na nauczycielkę.
- Panie Bieber. - powtórzyła nie co głośniej i zajęła swoje miejsce czekając, aż Justin ruszy swój leniwy tyłek i podejdzie do tablicy. Chłopak mrukną coś pod nosem i podszedł do tablicy. Chwycił kredę i zaczął rysować na niej jakieś szlaczki. Pewnie nawet nie wiedział o co chodzi w tym zadaniu.
- Wiesz czy nie? - zapytała Pani Winfrey przyglądając się bazgrołom Justina, które rysował.
- Oczywiście, że nie. Po co mi to? - warknął na nauczycielkę wywracając oczami.
- Na przykład jak byś chciał obliczyć przejechane kilometry. - powiedziała kobieta starając się zachować spokój i nie zacząć krzyczeć na ucznia.
- Halo? do tego jest licznik. - powiedział, wywołując chichot u niektórych licealistów. Odłożył kredę i wrzucił na miejsce wywracając po drodze oczami.
- Cześć piękna. - usłyszałam za sobą kiedy chowałam książki do szafki. Nie musiałam się domyślać kto to, po prostu to było oczywiste.
- Bierz stąd te łapy i idź sobie. - warknęłam nie fatygując się by zaszczycić go moim spojrzeniem.
- Czemu jesteś taka skarbie? - zapytał jego "seksownym" głosem i masował moją talię. Wrzuciłam książki do szafki i odwróciłam się w stronę Justina.
- Nie lubię Cię, nie masz u mnie szans. Jesteś zapatrzoną w siebie gwiazdeczką, nie widzącą nic po za czubkiem własnego nosa. Jesteś pusty Bieber. - warknęłam i wyjęłam plecak z pułki oraz deskorolkę i zatrzasnęłam drzwiczki.
- Nie prawda. - mrukną i odszedł.
- Teraz się obraź, bo powiedziałam co myślę! Zachowujesz się jak mały dzieciak! - krzyknęłam za chłopakiem. Potem widziałam już tylko oddalającą się sylwetkę Justina.


Hej :3 Dziękuję wam za wszystkie komentarze i mam nadzieję, że będzie ich więcej :* kocham was :> I zapraszam tu : http://forgotten-harrystyles.blogspot.com/ <3

Obserwatorzy